PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=571031}

Mój tydzień z Marilyn

My Week with Marilyn
6,5 59 437
ocen
6,5 10 1 59437
6,0 26
ocen krytyków
Mój tydzień z Marilyn
powrót do forum filmu Mój tydzień z Marilyn

Główna rola

ocenił(a) film na 8

Nie wiem, czy tylko ja to zauważyłam, ale mnóstwo osób ma zwyczaj mówić o postaci MM jako o głównej bohaterce tego filmu. Otóż głównym bohaterem jest Colin Clark i to jest jego tydzień z Marilyn, a nie odwrotnie. Nie rozumiem więc, jak można mieć pretensje, że w filmie nie pokazano w większym stopniu MM (jej życia prywatnego, odczuć, głębi, jak zwał, tak zwał) - ona jest w tym filmie bez wątpienia najważniejsza, ale nie z jej perspektywy oglądamy wydarzenia. Z oczywistych więc względów jej postać nie może być rozbudowana - zwyczajnie narrator nie ma do takiej wiedzy dostępu (film na bazie autobiografii Clarka).

Apeluję o większą dbałość w rozróżnianiu głównych i tytułowych bohaterów.

ocenił(a) film na 6
Pinacotheca

Absolutnie Cię rozumiem, ale tofilm biograficzny Marilyn Monroe, więc można czuć niedosyt.

Vopsie

Nie, to film biograficzny, ale w odniesieniu do biografii/życia Colina Clarka. O tym właśnie pisze Pinacotheca i ma w tym stuprocentową rację.

Po obejrzeniu filmu byłam ciekawa książki, więc nabyłam i przeczytałam i książka zrobiła na mnie jeszcze gorsze wrażenie niż film (tzn. film w sumie zrobił całkiem niezłe, choć nadal nie wiem na ile go ocenić). Chodzi o to, że sama książka jest płytka, napisana w kiepskim stylu (bez oddawania jakichś głębszych emocji, bardziej jak suche sprawozdanie - nawet kiedy autor pisze na temat własnych emocji, to jednak nadal w tej formie). Jak dla mnie facet nie miał daru i był bardzo kiepskim pisarzem zawdzięczając poczytność i pewien sukces jedynie poruszanej tematyce. Jeśli ktoś zetknął się z Marilyn Monroe i o tym pisze, to biorąc pod uwagę jak sławną była ona postacią zawsze znajdą się zainteresowani tego typu książką.

I co do książki jeszcze, to mimo że napisana później - kiedy autor był już nieco starszy - to jednak nadal bardzo mocno sprawia wrażenie wypowiedzi osoby bardzo młodej i niedojrzałej. Był zafascynowany/urzeczony Monroe, co jest zrozumiałe. Na swój sposób trochę ją wspierał, ale sposób w jaki to opisuje sprawia wrażenie jakby miał się za nie wiadomo jak mądrego i szlachetnego. Wszyscy inni - w tym Olivier, Milton, Paula i jej mąż, Miller..) ukazani są jako osoby wredne, głupie i histeryczne, podczas gdy Colin - jedyny człowiek obdarzony zdrowym rozsądkiem, jedyny zachowujący trzeźwy umysł w kryzysowych sytuacjach, jedyny uczciwy, jak i jedyny zrównoważony psychicznie - nieustannie ratuje wszystkie sytuacje. Ogólnie mam nieco niesmak po tej lekturze. I choć dla Marilyn był niby w niej łaskawy, to jednak też wypadła tam na płytką i głupiutką.

Zgadzam się, że dla kogoś zainteresowanego Monroe film pozostawia niedosyt, ale, przynajmniej według mojego wrażenia, wiele aspektów psychiki czy osobowości Marilyn pozostawia niedopowiedzianych, co wypada bardziej realistycznie i paradoksalnie umożliwia lepsze jej zrozumienie (o ile ktoś nie jest z założenia do niej negatywnie nastawiony). Jest parę scen, w których wypada na przesadnie głupiutką, ale w książce jest ich więcej. I myślę, że też problem jest z wyglądem aktorki wcielającej się w Monroe. Michelle jak na mój gust poradziła sobie nadspodziewanie świetnie. Z dotychczasowych odtwórczyń Monroe uważam ją za najlepszą - jej gestykulacja naśladująca Monroe wypadła niemal naturalnie, a w wielu momentach zupełnie naturalnie i jest to przede wszystkim pierwsza aktorka, do której ten typ ruchów, o dziwo, pasuje. Pod względem fizycznym ogólnie też nie jest źle, ale jednak nadal nie jest to Monroe, bo i nie może być. Michelle ma dość masywną twarz, a Monroe była bardzo delikatna i myślę, że kiedy osoba mająca wygląd tak delikatny jak Monroe zachowuje się nieco dziecinnie/infantylnie to jednak odbiera się to nieco inaczej (nie tak źle) jak w przypadku, gdy robi to osoba o masywniejszych rysach twarzy.

W każdym razie film traktuje Monroe w dość płytki sposób, ale i książka, na podstawie której powstał, tak właśnie ją potraktowała. W filmie za to sam Colin wydaje się bardziej skromny i normalny niż w książce, co ewidentnie jest na plus. Myślę, że mogli trochę więcej uwagi poświęcić wątkom kontraktów Monroe - nie to żeby to wielce omawiali, ale żeby uzmysłowić widzowi powody, dla których była w dość skomplikowanej i stresującej sytuacji zawodowej. W książce Milton tłumaczy pewne kwestie Colinowi, co o dziwo, Colin przytacza, ale jednocześnie po tych tłumaczeniach i tak nadal ma naiwne spojrzenie na Miltona jako na wyzyskującego Monroe (Colin zachowuje się jak taki mały dzieciak, co krzyczy na innych "ty jesteś zły! jesteś be! niedobry!"), podczas gdy biedny Milton zachowywał się całkiem w porządku i był w naprawdę niewesołej sytuacji finansowej z winy Monroe przy jednoczesnym olewaniu przez Monroe tego faktu. Jednym słowem miał powody do stresu i do tego, by od Monroe wymagać choć trochę, a nie był żadnym jej krwiopijcą. Można by to trochę jednak pokazać, bo te powiązania były bardzo ciekawe. Aczkolwiek z drugiej strony sam Colin właściwie je olewał, bo psychicznie był większym dzieciakiem niż wskazywałaby jego metryka, więc w sumie skoro to film mający przedstawiać wydarzenia jego oczami, to tak jak jest to ukazane jest całkiem wiernie, więc prawidłowo.

Eleonora

Może jeszcze dodam, że można też zwrócić uwagę na to, że Colin jako że był przekonany, że jest taki mądry, roztropny itd., to tym samym był również przekonany, że bardzo dobrze rozumie Marilyn, a naprawdę z tego co pisze widać, że bardzo mało rozumiał z życia i słabo rozumiał Monroe i jej zachowania. Był dla niej na te kilka dni przyjacielem, co nie było jakoś szczególnie trudne, bo po prostu był jej przyjazny i ją pocieszał. Przez większość czasu robił to w dość płytki i naiwny sposób, ale to było lepsze niż nic, więc dobrze zadziałało. A jemu wydawało się, że wszystko rozumie. Tak więc patrząc na Monroe jego oczami wypadała ona często na głupiutkie dziecko (które on pocieszał, choć w duchu zastanawiałam się ile można - pisze to w książce - co już wyraźnie pokazuje jego niedojrzałość. On był na etapie, w którym się wydaje, że problemy są takie proste do rozwiązania, a jak ktoś jest smutny, to wystarczy go raz pocieszyć i to rozwiązuje sprawę. Naprawdę straszny był z niego dzieciak), ale nie wynikało to z jego złych intencji, a jedynie z tego, że on sam był głupiutkim dzieciakiem i nawet później, kiedy będąc starszym pisał tę książkę, nadal zachował w sobie wiele tej niedojrzałości.

Koniec końców, to co widzimy w filmie, to Marilyn widziana jego oczami i przez to przez pryzmat jego niedojrzałego odbioru różnych zachowań. Im człowiek dojrzalszy tym więcej różnych niuansów dostrzega. Nie żebym jakoś koniecznie chciała bronić Monroe, ale jednak rzuca się w oczy ta przepaść między niedojrzałością Colina, a jej dojrzałością i doświadczeniem życiowym. I nie tylko jej zresztą, bo i też reszty przedstawianych postaci, które Colin postrzegał w bardzo prosty, po prostu dziecinny sposób.

Vopsie

Vopsie, nie wiem czy widziałaś (jest mało popularny, więc pewnie nie) film dokumentalny "Wbrew sobie", który głównie traktuje o relacji Monroe z Miltonem. Myślę, że ten film mógłby Ci bardziej przypaść do gustu jako zdecydowanie bardziej ukazujący problemy, nadzieje i ogólnie życie Monroe w tamtym okresie jej życia. Ten film jest nawet na youtubie: https://www.youtube.com/watch?v=AHQ_4QonY3Q

ocenił(a) film na 6
Eleonora

Dziękuję, na pewno obejrzę ;)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones