Widzialam ten film kilka dni temu na festiwalu kina hiszpanskiego w Londynie. Maly budzet, duze
wrazenie. Fajna gra kolorow i kontrastow. (noc - dzien). Mocny koniec niczym w "Despues la
lucia". Warto!
Naprawdę dobry film zaprzepaszczony moim zdaniem na końcu. Obraz od połowy rysował się jako przewrotna kpina z macho. Mój wewnętrzny feminista skakał z radości, choć można odnieść film ponad płciami i myśleć o nim jak o f u cku wymierzonym w kierunku ludzi traktujących użytkowo swoich partnerów czy partnerki. Końcówka zaś dostarcza im alibi, bo "przecież Ona miała depresję" i generalnie zaczyna się współczuć Jemu. Chcąc wzmocnić wymowę, spuentowano puentę.
Poza końcówką mocne 8/10.
Raczej szla bym w kierunku tego ile naiwnych dziewczyn lapie sie na takie mile slowka, idzie z facetem do lozka i potem na nadzieje ze cos z tego bedzie. Bohaterka zostala zapewne skrzywdzona tak w przeszlosci i teraz sytuacja sie ponawia. W zadnym momencie nie wspolczuje Jemu.
Jak dla mnie przez pierwszą część film trochę irytujący. Bo co może być filmowego w "dialogach na cztery nogi"? To może dobry materiał na słuchowisko radiowe, a nie film.
Kto kogo, on ją czy ona jego? Kto jest prawdziwy, a kto nie? Kto poważny, a kto kpi? Obydwoje w pewnym momencie wchodzą w tą grę.
Dopiero w drugiej części film nabiera sensu. Pojawiają się znaczące niuanse: lalka czy sceny pobytu na tarasie. A zakończenie zaskakujące, ale prawdziwe i logiczne rekompensuje resztę.
Bo to film o potrzebie miłości i próbie jej znajdowania niezależnie od punktu wyjścia. Bohaterowie w punkcie startu mają różne zamiary i innymi drogami dochodzą jednak do tego samego. Film stawia pytanie o sens takiego życia. Kiedyś przecież trzeba skończyć to przedstawienie i dojrzeć. Dziewczyna rozumie to szybciej, ale do chłopaka w końcu też to dociera.