Helen w Porcie lotniczym była wybitna, wprowadziła genialny wątek komediowy do
katastroficznego filmu. Pierwsza dama amerykańskiego teatru i rewelacyjna aktorka.
Ale Oscar należał się Karen Black. Rola w "Pięciu łatwych utworach" Boba Rafelsona była jednak trudniejszym zadaniem.
Właśnie miałem pisać to samo. Widziałem oba filmy i Hayes faktycznie była jednym z najjaśniejszych punktów „Portu lotniczego” ale Karen w „Pięciu łatwych utworach” była bezkonkurencyjna i to Jej należała się nagroda. Akademia chyba nie lubiła Black bo kilka lat później olali Jej wspaniałe role we „Wielkim Gatsbym” (Złoty Glob dla najlepszej aktorki drugoplanowej, brak nominacji do Oscara) i w „Dniu szarańczy” gdzie była chyba jeszcze lepsza niż w „Pięciu łatwych utworach”.